środa, 6 marca 2013

Więc żyłam sobie spkojnie do czasu...



Do czasu kiedy poczułam coś na bieliźnie.Wydaje Wam się ochydne to!Było jeszcze bardziej źle.
Nie będę się rozpisywać co to było, ale miałam powód do nie pokoju.
Najgorsze jest to,że cały dzień czułam się dobrze.Więc nie rozumiałam co się dzieje.
Musiałam poczekać chwilę na męża.Gdy wrócił zobaczył mnie całą zapłakaną, bo po chwili dopiero dotarło do mnie co się mogło stać.Gdy mnie zobaczył,łzy same mu leciały.
Tak chwile staliśmy w jakimś amoku i płakaliśmy.
Było mi tak źle!!!I jemu też,wiec nie byłam w tym sama.Może to egoistyczne,ale chciałam aby chociaż raz pokazał emocje.
Udaliśmy się do szpitala,tam oczywiście czas oczekiwania nie sprzyjał uspokojeniu się.
trzeba było cierpliwie czekać...Ale jak tu czekać kiedy nie wiesz co się z tobą dzieje :(
W końcu po jakimś czasie, przyjęł mnie lekarz.
Do specjalnie miłych ona nie należała, ale dla mnie wtedy to niewiele się liczyło.
Przy badaniu okazało się,że w środku jest czysto i jest w porządku.Byłam wtedy jeszcze bardziej skołowana, no bo co to (co ja i maż widzieliśmy) było?
Okazało się,że to macica mogła się oczyszczać czy jakoś tak...Nieistotne.
Zaczęła mi robić usg dopochwowe!Jak ja tego nie lubię!
"Nie ma zarodka"-jak to do cholery nie ma zarodka.No nie ma i już.Doktor sobie szukała zarodka.
A ja już miałam najczarniejszy scenariusz w głowie.
Ginekolog mi mówiła,że nie może znaleźć zarodka, a na wypisie ze szpitala(przecież wszystko było ok, poza brakiem zarodka),że brak echa zarodka(tak jakby zarodek był,ale serca nie było?do tej pory nie wiem)
Zalecenia to leki na podtrzymacie ciąży, odpoczynek i za tydzień kolejne usg.
Ten tydzień był najgorszym w moim życiu.Emocje jakie mną targały nie da się opisać.Od spokoju-przecież będzie wszystko ok, do załamania-dlaczego mnie to spotkało.
Wtedy nie rozumiałam,że ciąże rozwijają się różnie, że nie ma co się jeszcze denerwować.Przecież tobardzo młoda ciąża-tak usłyszałam.
Wiec, znów nie pozostało mi nic innego jak czekanie...

Zagwostka!

Już po całym zamieszaniu związanym z faktem o ciąży, ochłonięciu i opadnięciu euforii przeszedł czas na zastanowienie się co dalej.
No dobra, jestem w ciąży.Co teraz?Aaa...tak, tak.Trzeba zadzwonić do lekarza i się umówić.Ale do którego?Do tego, którego wcześniej chodziłam tylko po receptę na tabletki antykoncepcyjne?Czy może jakiś specjalny.
I właśnie czasami już tu pojawia się zagwostka.Czy lekarz do, którego do tej pory uczęszczałaś będzie odpowiedni do prowadzenia ciąży.Tyle się słyszy ,że trzeba dokładnie przemyśleć wybór lekarza prowadzącego twoją ciążę.
Musi on być kompetentny, miły, wyrozumiały(dla naszym hormonów), delikatny(podczas badania), musi pracować w szpitalu(teraz już wiem dlaczego)i w ogóle to musi być naj, naj :)
Ja postanowiłam iść do lekarz w mojej przychodni rejonowej.Nie mogłam zdecydować się na jakiegoś innego. Nie miałam głowy do szukania opinii.Stwierdziłam,że zawsze można lekarz prowadzącego ciążę zmienić:)
Trochę mi ulżyło jak nie musiałam od razu podejmować decyzji. 
Ok, lekarz teoretycznie wybrany.teraz pierwsza wizyta.O tej pierwszej wizycie oczywiście w wszelkiego rodzaju poradnikach jest mnóstwo rad jak się przygotować.Ja nawet spisałam sobie to na kartce.
O co zapytam i co mnie interesuje.
Na pierwszej wizycie kobiety zazwyczaj wyobrażają sobie,że już zobaczą dziecko, najlepiej ruszające się i z bijącym sercem.
Prawda jest taka,że ciąże rozwijają się różnie.Czasami w 5 tyg będzie biło serce,a czasami w 8 tygodniu.U mnie było do przewidzenia.Ginekolog powiedziała ,że jest za wcześnie na "wykrycie"ciąży poprzez badanie usg.Poziom hormonu beta hcg wyszła odpowiednia wiec znaczy,że jestem w ciąży i mam się cieszyć.Ale jak ja mam się cieszyć jak nie tak wyobrażałam sobie ta wizytę.no ale cóż nie pozostało mi nic innego niż oczekiwanie na pierwsze usg :)
Nie byłam szczęśliwa, nie cieszyłam się!Musiałam czekać-a to ciężko wytrzymać.

wtorek, 5 marca 2013

Walka o przetrwanie

Ciąża to proces fizjologiczny samic ssaków trwający od zapłodnienia do porodu.
My(to znaczy kto?) to nazywamy stanem błogosławionym, magicznym
Stan błogosławiony - taka nazwę zapewne wymyślił jakiś mężczyzna, który nic wspólnego z byciem w ciąży nie miał - wciągnął mnie bez reszty. Nie oznacza to jednak że wieczory spędzam na fotelu bujanym, robiąc na drutach skarpetki dla maleństwa, w przerwach głaszcząc się po płaskim jeszcze brzuchu. Nie słucham też Mozarta, przymierzając małe śpioszki do własnego ciała. Nie, nie tak wygląda ten cudowny proces od strony matki.
Moja ciąża zaczęła się od bardzo męczących mdłości.Już od pierwszych chwil, wiedziałam,że pojęcie cudownych chwil będzie mi obce.
Początki były trudne-każdego dnia walczyłam o to aby jakoś przeżyć.Aby wstać z łóżka, coś zjeść, nie zwymiotować, jakoś wrócić do łóżka, przetrwać atak migreny i wiele innych dolegliwości.
Dla mnie ciąża nie ma zbyt wiele wspólnego z dobrym samopoczuciem i z pozytywnym przeżywaniem tych chwil.Ten stan dla mnie to mdłości, wymioty, brak apetytu albo wilczy głód, zgaga,wzdęcia,pryszcze i wiele, wiele innych ukrywanych przez moje koleżanki objawów.
Każda znana mi kobieta posiadająca już dziecko chwali sobie ten stan, a ja zastanawiam się jak przetrwać te 9 miesięcy.